Kopalnia barytu w Boguszowie

    Kopalnia ta jest tak mocno powiązana z dawnym górnictwem rud srebra i ołowiu w rejonie Boguszowa, że nie sposób znacząc tego artykułu inaczej jak od opisu tego zagadnienia. Bo to właśnie tutejsze górnictwo kruszcowe bezpośrednio przyczyniło się do rozpoczęcia eksploatacji barytu, jak się później okazało najlepszego barytu produkowanego w naszym kraju.
    Pierwsze potwierdzone wzmianki o wydobyciu rud w okolicy Boguszowa pochodzą z przełomu XV i XVI wieku, a dotyczą one gwarectwa o nazwie "Wags mit Gott" które w tym czasie rozpoczęło głębienie szybu i to co ciekawe w samym środku Boguszowskiego rynku (!). Roboty prowadzono od dwóch stron, szybem i dwoma sztolniami: "Lässigerstolle" i "Reichensteinerstolle" nieopodal potoku Lesk, które po dotarciu do głównej części wyrobisk miały stanowić bog plan2odwodnienie. Niedługo, bo zaledwie parę lat później rozpoczęła pracę druga duża kopalnia, "Segen Gottes", położona na oddalonym o około kilometr od Boguszowa Wzgórzu Hutniczym, a dokładniej jego zachodnim stoku. Eksploatacje prowadzono tam początkowo metodami odkrywkowymi a kiedy przypowierzchniowa warstwa złoża zaczęła się wyczerpywać, kontynuowano z poziomu sztolni i głębszych poziomów udostępnianych szybami. Kolejna kopalnia o nazwie "Morgenstern" powstała na północnym stoku Wzgórza Parkowego położonego pomiędzy Wzgórzem Hutniczym a Boguszowem, jednak roboty tam rozpoczęto dużo później niż w przypadku dwóch wcześniej opisywanych obiektów, bo dopiero w drugiej połowie XVII wieku. Tutaj też podobnie jak w kopalni "Segen Gottes" początkowo wydobywano płytkie partie złoża za pomocą niewielkich odkrywek, a po ich wyczerpaniu drążono sztolnie i eksploatacje prowadzono systemem komorowym. Wszystkie te trzy opisane wyżej kopalnie operowały tak naprawdę na jednym złożu, a była to bogata w rudy metali żyła barytu biegnąca z   północnego-zachodu na południowy-wschód, od Wzgórza Hutniczego aż po okolice centrum Boguszowa. Złoże to było bardzo strome, miejscami niemalże pionowe, a jego miąższość, choć lokalnie wynosiła nawet kilka metrów to średnio 130cm. Największe nasilenie prac górniczych miało miejsce w pierwszej połowie XVI wieku, później Boguszowskie górnictwo rudne przeżywało wiele kryzysów i okresów kompletnego przestoju. Kopalnie borykały się z ciągłymi problemami, w "Wags mit Gott" natrafiano na niezwykle zwięzłe i twarde skały, przez co prace były mozolne i bardzo drogie. W kopalni "Segen Gottes" bardzo uciążliwy był duży napływ wód, których usuniecie wymagało specjalistycznego i drogiego w eksploatacji sprzętu. Natomiast w kopalni "Morgenstern" rudy były o wiele uboższe niż zakładano, a zyski o ile w ogóle były to bardzo niewielkie. Często zdarzało się tak że w kopalni pracowało zaledwie dwóch lub trzech górników prowadzących jedynie prace konserwacyjne w wyrobiskach, po to tylko żeby miasto nie strąciło praw miasta górniczego. W końcu ta pogarszająca się z dekady na dekadę sytuacja doprowadziła do całkowitego upadku górnictwa kruszcowego w okolicy Boguszowa.
    Ostatnią próbę reaktywacji kopalń srebra i ołowiu w tym rejonie podjął G. Kramsta w 1856 roku, stworzył on przedsiębiorstwo górnicze o nazwie "Consolidierter Bergwerk Egmont", w którego skład weszły dawne kopalnie rud scalone w jeden organizm. Największe inwestycje zostały wtedy przeprowadzone na obszarze dawnego gwarectwa "Wags mit Gott", w ich rezultacie oczyszczono i uruchomiono dawną sztolnie "Lässigerstolle" a nieopodal centrum miasta powstał nowy głęboki szyb o nazwie "Ludwig". Niestety mimo pokładanych nadziei i dużego rozmachu prac okazało się, że dalsze partie złoża są bardzo ubogo okruszcowane a żyły głównie wypełnione barytem, od tego czasu stopniowo to właśnie baryt stawał się głównym celem wydobycia. Z czasem wydobycie barytu przesunęło się na północny zachód od miasta w rejony dawnych kopalń "Morgenstern" i "Segen Gottes", już wtedy eksploatacja sięgała głębokości kilkuset metrów i prowadzona była na 10 poziomach. Mimo tak szeroko zakrojonych robót górniczych bog plan1warunki w kopalni w XIX i na początku XX wieku były bardzo prymitywne, zabudowania były prowizoryczne i niestosowano żadnych maszyn, jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej otwory strzałowe wiercono ręcznie, co chyba mówi samo za siebie. Po wojnie kopalnią zainteresowała się nowa polska administracja, początkowo stała się zamiejscowym oddziałem Dolnośląskich Zakładów Chemicznych w Żarowie. Na początku lat pięćdziesiątych przekazano ją Dolnośląskiemu Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu i niedługo później wcielono do KWK Victoria, dopiero w 1956 roku kopalnia barytu usamodzielniła się i to był początek wielkich zmian. Kopalnie w tym czasie gruntownie przebudowano i zmodernizowano, dotyczyło to zarówno części podziemnej jak i naziemnej. W Boguszowie pomiędzy ulicą morską a torami kolejowymi powstał duży zakład przeróbki i oczyszczania barytu, rozbudowano bog 1działy administracyjne i znacząco zwiększono zatrudnienie, kopalnia "Boguszów" stała się dużym przedsiębiorstwem mającym nawet swoje filie w Jedlince i Stanisławowie. Jednak największe zmiany zaszły pod ziemią, złoże udostępniono trzema nowymi szybami: "A", "B" i "C", szyb "A" znajdował się na jego północno-zachodnim krańcu, "B" w części centralnej a "C" dalej na południowy-zachód niedaleko samego miasta. Dodatkowo najprawdopodobniej wtedy stary szyb dawnej kopalni "Segen Gottes" przebudowano na wentylacyjny a niedaleko szybu "A" powstał niewielki szybik. Najważniejszą funkcje pełnił położony centralnie szyb "B", był to główny szyb wydobywczy o zasłużonej średnicy około 7m, teren wokół jego wylotu splantowano i tutaj właśnie powstały główne zabudowania a także duże zwałowisko urobku. Szyby "A" i "C" pełniły funkcje pomocniczą i wentylacyjną, dodatkowo szybem "C" usuwano też cześć niepotrzebnego urobku. Zmianie również uległ sposób eksploatacji złoża, zrezygnowano z przestarzałej i mało efektywnej metody komorowej a wprowadzono wydobycie systemem ścianowym. Poziomy zakładano   dość ciasno, w odległości około 20m jeden pod drugim w żyle barytu, w ten sposób że wyższy poziom pełnił funkcje chodnika nadścianowego a niższy podścianowego, natomiast przestrzeń między nimi stanowiła ścianę którą całkowicie wybierano a powstałą przestrzeń wypełniano urobkiem. Dzięki takiej organizacji pracy wielkość rocznego wydobycia wielokrotnie wzrosła w stosunku do lat wcześniejszych, były to lata prosperity i rozwoju dla kopalni w Boguszowie, a nowe głębsze poziomy obejmowały swoim zasięgiem coraz to dalsze rejony. Początkowo główne wydobycie prowadzono bezpośrednio w okolicy szybu "B", lecz z czasem głębokie przekopy dosięgnęły i też części złoża położonej bezpośrednio pod miastem. Jednak tam eksploatacje prowadzono na dużej głębokości, żeby uniknąć szkód górniczych i ominąć stare zroby kopalni "Wags mit Gott". Niestety po kilku dekadach tak intensywnego wydobycia niewielka żyła barytu zaczęła się w końcu wyczerpywać, nieprzerwanie rosnąca wielkość produkcji już z końcem lat 80-tych gwałtownie malała. W latach 90-tych kopalnia liczyła sobie 21 poziomów i sięgała głębokości 370m, przez co koszty wydobycia były niemałe a przedsiębiorstwo zaczęło popadać w długi, sytuacji nie poprawiała również likwidacja wałbrzyskiego zagłębia węglowego. Ostatni gwóźdź do trumny wbiła powódź w 1997 roku, nawodniony górotwór generował taką ilość wody, że pompownia głębinowa w szybie "B" nie była w stanie jej usunąć i w końcu uległa zatopieniu. Kiedy zalane pompy stanęły woda zaczęła wdzierać się na kolejne wyższe poziomy, po unormowaniu się sytuacji oczywiście można było odwodnić wyrobiska, jednak w związku z trudną sytuacja ekonomiczną bog 2kopalni odstąpiono od tego i podjęto decyzje o tak zwanej "likwidacji". Czyli mówiąc wprost jak to nasza wałbrzyska tradycja przewiduje, rozpoczął się nieskrępowany, bandycki proces rozkradania kopalnianego majątku. Kiedy już nie było co ukraść reszty dopełniły buldożery które zrównały to co pozostało z ziemią, i tak właśnie zakończono Boguszowską tradycje górniczą.
    Jednak to, że po kopalni niema śladów na powierzchni wcale nie oznacza, że nic się nie zachowało pod ziemią... I ten   właśnie fakt skłonił Sudecką Grupę Eksploracyjną do pewnych działań, po krótkiej analizie położenia wyrobisk doszliśmy do wniosku, że płytkie poziomy mogą pozostawać niezalane i istnieje szansa ich eksploracji. Kolejnym krokiem był rekonesans w terenie, planowaliśmy odnaleźć wszystkie szyby kopalni i sprawdzić czy aby na pewno są one zasypane. Zaczęliśmy od szybu "A", niestety wszystko splantowane a szyb i pobliski szybik całkiem zasypane, podobnie rzecz się miała z szybem wentylacyjnym, po którym pozostał jedynie sporych rozmiarów lej. Kolejny na naszej liście szyb "B", niełatwo było znaleźć po nim jakiekolwiek ślady, w końcu odnaleźliśmy betonową płytę zamykającą wyrobisko, niestety tutaj również bez rewelacji, okazało się że pod nią szyb jest drożny tylko na odcinku około 5m. Nastroje nie były optymistyczne, cóż pozostał jeszcze szyb "C" i do domu, po chwili byliśmy na miejscu, obok hałdy pozostało jeszcze trochę ruin po zabudowaniach a na środku betonowy monolit zamykający wylot szybu. Przez niewielki otwór wrzucamy kamień do środka, po chwili pac o dno czyli wszystko jasne, ale jeszcze jeden dla pewności, wrzuciłem, czekam, nic się nie dzieje, łapie się za następny a tu nagle z wnętrza szybu dobiega przeraźliwe głuche bummm gdzieś tam z głębin - a jednak drożny! Nie kryliśmy zadowolenia, szykowała się niezła wyprawa ale wcześniej czekały nas poważne przegotowania. Szyb był drożny na znacznej głębokości więc musieliśmy zadbać o odpowiedni zapas lin, ponadto nie wiedzieliśmy jaki jest stan bog 3atmosfery w wyrobiskach, także trzeba było też zorganizować jakiś przyrząd do monitorowania składu powietrza, ostatecznie padło na prostą i zarazem niezawodną lampę wskaźnikową LB-1. Po skompletowaniu odpowiedniego sprzętu i składu z szeregów SGE znów pojawiliśmy się przy wylocie naszego szybu, najpierw należało przesunąć sporą betonową płytę, broniącą dostępu do środka. Kiedy szyb był już wreszcie otwarty mogliśmy się przyjrzeć jego wnętrzu, miał około 3,5-4m średnicy a po 5m był czymś zatarasowany, tak że dostać się niżej można było tylko przez otwór w podeście przedziału drabinowego. Kolejny krok to założenie stanowiska dla lin, choć mieliśmy nadzieje zejść na dół przedziałem drabinowym niezbędna była lina asekuracyjna, po zakończeniu tego etapu kolejno zaczęliśmy schodzić na korek znajdujący się tuz przy wylocie, oczywiście zostawiając jedną osobę na powierzchni. Następnie zeszliśmy po drabinach powoli pod zator, okazało się że tworzą go ogromne betonowe płyty wepchnięte do szybu, które zaklinowały się o wystające z obudowy stalowe legary. Schodziliśmy niżej, każda drabina miała około 5m długości, potem podest i kolejna drabina, na podestach zalegało mnóstwo kamieni i gruzu który przy odrobinie nieuwagi spadał z dudniącym łoskotem w dół. Im byliśmy głębiej tym bardziej było czuć niesamowity mroczny klimat tego miejsca, który protegowały jeszcze strugi wody lejące się po obudowie szybu i fakt, że z góry nie docierało do nas już żadne światło. Po około 30m po przeciwnej stronie szybu zauważyłem przejście w bok, początkowo robiło wrażenie pierwszego poziomu wyrobisk jednak po chwili okazało się, że to zaledwie króciec długości paru metrów zakończony przodkiem, który dawał możliwość rozbudowy kopalni. Tak więc schodziliśmy niżej, w pewnej chwili dużo kłopotu zaczęła nam sprawiać rura kołnierzowa przymocowana do przedziału drabinowego. Była obluzowana i za każdym jej dotknięciem zaczynała bujać się jak wahadło, spuszczając na nas lawinę kamieni, na szczęście dość łatwo było się przed nimi chronić pod podestami. Po następnych kilkudziesięciu metrach napotkaliśmy kolejną ślepą odnogę, jest już dość głęboko, dlatego uważnie obserwujemy lampę ale jej płomień ani drgnie - powietrze jest w porządku. Schodzimy dalej, po kilku kolejnych drabinach z ciemności zaczyna wyłaniać się następny boczny chodnik, ale tym razem jest jakiś inny, zamknięty ciasnymi drzwiczkami i wypływa z niego do szybu woda - oto i jest pierwszy poziom kopalni. Niestety nasza radość nie trwa długo, trudno w to uwierzyć, ale kilka metrów dalej korytarz tarasuje potężny zawał. Jesteśmy na głębokości około 70m, wyrobiska tego poziomu wchodziły w rejon dawnej kopalni "Morgenstern" a dalej wiodły do szybu "B", skąd moglibyśmy dostać się szybikami międzypoziomowymi na poziom II. No cóż ten plan się niestety nie powiedzie, na domiar złego około 10m niżej szyb jest już całkowicie zasypany, tak więc jest drożny na odcinku jakiś 80m. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko zacząć wdrapywać się z powrotem do góry, pocieszając się jedynie faktem że dotarliśmy tutaj jednak jako pierwsi. Na powierzchni po zebraniu całego sprzętu zamknęliśmy jeszcze porządnie wylot szybu i to już cała historia. Obecnie kiełkuje w SGE jeszcze jeden pomysł na dostanie się do wnętrza tego obiektu, ale czy coś z tego wyjdzie? Czas pokaże... 

Aust

FOTOGRAFIE