Krótka historia kolejnego szybu...

    Okolice Wałbrzycha ze swoją wielowiekową tradycją górniczą dla każdego kto interesuje się eksploracja starych kopalń, przypominają trochę bezdenny worek Mikołaja. Za każdym razem kiedy wydaje się że tutaj żadnej sensacji już nie będzie, a wszystkie ciekawe miejsca są już dokładnie zbadane, natykamy się na kolejną ciekawostkę. Tak też się stało i tym razem, wspólnie z kolegą z SGE wybraliśmy się na mały rekonesans w tak dobrze znany nam teren. Po przemierzeniu już dość sporego dystansu w lesie, natknęliśmy się na podejrzanie wyglądającą stertę gałęzi. Pod nimi łatwo było dojrzeć cembrowinę o średnicy około 1,8m kierującą się pionowo w dół, która jednak po zaledwie 3m ginęła w zwałowisku dużych ceglanych fragmentów ścian. Pomimo to dla zasady wziąłem latarkę i postanowiłem zejść na dół żeby lepiej się temu przyjrzeć. Wtedy właściwie nawet jeszcze nie byliśmy przekonani czy to w ogóle jest szyb 1szyb, może zasypana studnia, zbiornik na wodę lub nawet stare szambo. Zanim jeszcze na dobre stanąłem na dnie już rzuciło mi się w oczy, że pomiędzy ceglanymi blokami jest spora szczelina i można się nią bez problemu przecisnąć niżej. Po chwili zabezpieczony kawałkiem liny jaki mieliśmy przy sobie wsuwałem się w ten właśnie otwór, musiałem wtedy strącić nogą jakiś kamień, początkowo nawet nie zwróciłem na to uwagi. Jednak kiedy po kilku sekundach dobiegł do mnie ten charakterystyczny dudniący łoskot, którego źródło znajdowało się głęboko pode mną, zrozumiałem że to jednak nie jest szambo. Po wyjściu na górę oboje z kolegą wiedzieliśmy już że to będzie ciekawy dzień. Szybko powiadomiliśmy resztę ekipy o znalezisku i po powrocie do domu zabraliśmy się za przygotowania przed wieczorną akcją.
    Niewiele jeszcze wtedy mogliśmy powiedzieć o tym wyrobisku, po pobieżnej analizie map górniczych okazało się że szybik znajduje się praktycznie bezpośrednio nad pokładem węgla. Który był od kilkuset lat intensywnie eksploatowany na wielu poziomach i ma z nim ścisły związek. Był więc częścią kopalni węgla co czyniło go wyrobiskiem bardzo niebezpiecznym, przede wszystkim z uwagi na zagrożenia gazowe (dwutlenek węgla, metan). W związku z tym zdecydowaliśmy że podczas jego eksploracji poza standardowym monitorowaniem atmosfery lampą wskaźnikową LB-1, użyjemy jeszcze wskaźników chemicznych do badania zawartości CO² w powietrzu. A żeby zapewnić sobie bezpieczny   odwrót cała akcja odbędzie się w aparatach powietrznych.
    O zmierzchu znów wróciliśmy w okolice szybu i zaczęliśmy się przygotowywać do zejścia pod ziemię. Po chwili zobaczyliśmy że ktoś idzie z latarką w naszym kierunku, było to dosyć dziwne żeby wybierać się na nocny spacer w takie odludne miejsce. No ale nic nam więcej nie pozostało jak tylko poczekać szyb 2na rozwój wydarzeń. Po chwili okazało się że nasz gość to lokalny eksplorator który jest odpowiedzialny za udrożnienie szybu, a przyszedł akurat teraz bo zapomniał zabrać nóż który zostawił wbity w drzewo. Wszystko się zgadzało, nóż był, a więc wielki zbieg okoliczności, z dalszej rozmowy wynikało że obawiał się zapuścić w głąb wyrobiska, tak więc nadal mieliśmy pole do popisu. Warto dodać że tylko i wyłącznie dzięki ogromowi pracy jaką wykonała ta osoba, jakakolwiek eksploracja w ogóle była możliwa, i tutaj należy się wielka wdzięczność z naszej strony.
    Kiedy stanowisko dla lin było już gotowe, zarzuciłem na plecy ważący około 20kg aparat powietrzny i zacząłem powoli schodzić w głąb szybu. Najpierw należało przecisnąć się przez korek znajdujący się tuż przy wylocie, z butlą na plecach okazało się to niemożliwe więc musiałem ją ciągnąć za sobą, tuż za mną przemieszczał się kolega. Po chwili znaleźliśmy się na skraju zatoru a szybik poniżej był już całkowicie drożny. Dopiero teraz mogłem się dobrze przyjrzeć jak wygląda, w dół schodziła betonowa cembrowina podobnej średnicy co przy wylocie czyli około 2m. Jednak po kilku pierwszych metrach   szyb przestawał być całkowicie pionowy i dalej biegł pod kątem około 70°. Nie posiadał też żadnych instalacji jak kable czy rury, wyposażony był jedynie w stalową, nitowaną drabinkę powyżej której zamocowany był łańcuch pełniący rolę poręczy. Taka jego specyfika wskazywała że był to szyb wentylacyjny. Po chwili byliśmy już na drabince, zapalona na powierzchni lampa wskaźnikowa nie odnotowywała żadnych niepokojących zmian. Więc doszliśmy do wniosku że użyjemy aparatów oddechowych dopiero jak stan atmosfery się pogorszy, a puki co będą w pogotowiu. Zaczęliśmy schodzić powoli w dół, po kilkunastu metrach betonowa obudowa skończyła się. Niżej szyb przybrał postać kutej w szyb 3skale bardzo stromej pochylni o prostokątnym przekroju, której strop punktowo był zabezpieczony stropnicami wykonanymi z szyn kolejowych. Schodziliśmy coraz niżej, zachowując niewielki odstęp między sobą żeby uchronić się przed zrzucaniem jeden na drugiego kamieni, których spora ilość była zaklinowana w różnych zakamarkach szybu. W pewnym momencie dostrzegłem że drabinka która tak wiele nam dotychczas pomagała nagle kończy się, a kawałek dalej znajduje się pionowy próg skalny wysokości około 5m. Pokonanie tego krótkiego odcinka na linie nie należało do najprzyjemniejszych, biorąc pod uwagę jak ciężki sprzęt taszczyliśmy ze sobą. Na dole musieliśmy się przedrzeć przez gąszcz stalowych elementów które pospadały z wyższych partii szybu. Dalej czekała na nas pochylnia ale już nie tak stroma, wyrobisko biegło tutaj pod kątem 45° i zalegało   w nim mnóstwo sypkiego gruzu co utrudniało poruszanie się. Po około 10m tego chodnika dotarliśmy do większej komory na której ociosach można było dostrzec już spory pokład węgla, i tutaj płomień lampy wskaźnikowej zaczął nieco przygasać. Tak więc jak było wcześniej ustalone, szybko założyliśmy maski aparatów powietrznych i przeszliśmy na powietrze z butli. Jego zapas wystarczał na 50 minut, co przy zachowaniu bezpiecznej zasady jednej trzeciej pozwalało na nieco ponad kwadrans eksploracji, niewiele ale zawsze coś. Dalej chodnik był już mocno szyb planobwalony, ale można było zauważyć że kąt z jakim opada nadal łagodnieje. Przemieszczenie się po takim wyrobisku w aparacie oddechowym okazało się ekstremalnie trudne. Staraliśmy się wykonywać przemyślane ruchy, żeby się nie zmęczyć i nie wykorzystać zapasu powietrza przed czasem. Po kilku metrach przygasająca już lampa wskaźnikowa przysunięta w okolice stropu rozbłysnęła jasnym płomieniem, oznaczało to tylko jedno - metan. Jako gaz lżejszy od powietrza nagromadził się w skalnych załomach pod stropem, całe szczęście występował tylko lokalnie więc podjęliśmy decyzje o kontynuowaniu akcji. Jednak   zaledwie 2m dalej lampa LB-1 zgasła całkowicie, był to jednoznaczny sygnał że stan atmosfery ciągle się pogarsza. Wyciągnąłem jeden z mierników chemicznych CO², po chwili powietrze zaczęło wypełniać przełamana ampułkę i skala zabarwiła się na fioletowo - 2,5%, było to stężenie niegroźnie jeszcze dla życia ale i tak znaczne. Zszedłem niżej kolejne kilka metrów, chodnik w tym miejscu poszerzał się, był mniej obwalony i można było tam spokojnie stanąć. Kolejny pomiar - 3,5%, zawartość dwutlenku węgla w powietrzu niebezpiecznie rosła, w równie szybkim tempie malała zawartość naszych butli z powietrzem. Odczytałem wskazania manometru, z początkowych 210 bar pozostało już niespełna 150, tak więc za chwilę powinniśmy zacząć wracać. Jednak udało mi się pokonać jeszcze kolejny niewielki odcinek upadowej. Wyciągnąłem trzeci wskaźnik i napompowałem powietrzem, po chwili szklana rurka zaczęła się zabarwiać do momentu w którym... Skończyła się skala. Wtedy zrozumiałem że zdecydowanie czas już na nas, tym bardziej że bezpieczny limit zapasu powietrza i tak został przekroczony. Zaczęliśmy wspinać się z powrotem do góry, po kilkunastu męczących minutach znaleźliśmy się w komorze gdzie powietrze nadawało się już do oddychania. Tutaj przyszedł czas na krótkie przemyślenia, cóż obiekt choć ciekawy nie nadawał się do dalszej eksploracji. Stan atmosfery w wyrobisku był bardzo zły, a wraz ze wzrostem głębokości drastycznie się pogarszał i specjalnie niebyło szans że ten trend się zmieni. Dodatkowo niższe partie upadowej poza zagrożeniem że strony niezdatnej do oddychania atmosfery prezentowały jeszcze opłakany stan techniczny. Tak więc sprawa zamknięta, po chwili odpoczynku zaczęliśmy wychodzić w stronę wyjścia, jednak to już szło nam całkiem sprawnie.
    Po dokładniejszym przejrzeniu map górniczych okazało się że szyb został wybudowany jeszcze przed II wojną światową i łączył się z poziomem transportowym na głębokości 130m od powierzchni. Po dodrze mijał jeszcze trzy poziomy wydobywcze założone w pokładzie węgla który przecinał. Nam udało się dotrzeć na około 80m w głąb tego wyrobiska, nie jest to wiele ale mino tego była to bardzo ciekawa akcja. Częściowo odbyła się w aparatach powietrznych co nie zdarza się często, przetestowaliśmy też dwa sposoby wykrywania niebezpiecznych gazów w kopalniach co również jest bardzo cenne. W związku z tym że eksplorowany przez nas szybik jest miejscem skrajnie niebezpiecznym i to z wielu względów, jego lokalizacje pozostawimy w tajemnicy. 

Aust

FOTOGRAFIE